Powrót
powinien być najlepszy, prawda? Tak sądzę. Niestety, nie w moim przypadku.
Powrót do miasta, w którym wydarzyło się najwięcej w ciągu mojego życia, wcale
nie jest szczęśliwy. Wręcz przeciwnie. Moja podświadomość ostrzegała mnie, że
to nie będzie dobry rok, ale ja byłam uparta.
Wróciłam,
Londynie! Zamierzałam tu zacząć wszystko od nowa. Od zera. Zacząć studiować,
poznać nowych rówieśników i korzystać z życia.
Stany
zmieniają człowieka. Na życie patrzysz z optymizmem i chcesz się ciągle
uśmiechać i bawić.
Ludzie,
z którymi się wtedy zadawałam nauczyli mnie jednego zdania, które stanowi moje
motto życiowe. „Jeśli życie daje, to życie odbiera”.
Tylko,
dlaczego wróciłam, skoro Stany są takim pięknym kontynentem i przez ostatnie
dwa lata dobrze mi się tam mieszkało? Otóż powód jest prosty. Tęsknota.
Nie
liczyłam na to, że znowu spotkam Stellę i Harry’ego. Londyn to wielkie miasto i
szanse na to, że znowu ich zobaczę są znikome. Chyba wolałam znaleźć sobie
przyjaciół na studiach. Poza tym, oni już pewnie o mnie zapomnieli. Jestem tego
niemal pewna, więc, po co od nowa psuć to wszystko.
Nie
chcę niczego rujnować po raz kolejny i chodzić z poczuciem winy przez pół roku.
Taksówka
stanęła przed naszym starym domem. Stał opustoszały przez ten czas, bo
obiecałam sobie, że wrócę i to zrobiłam. Stanęłam na nogi i sama mogę sobie
zapewnić przyszłość. Nie pozwoliłam mamie sprzedać tego mieszkania, chociaż
upierała się, że spodoba mi się tam, tak bardzo i nie będę chciała tu wrócić.
Cóż… Nie stało się.
-Dziękuje
–mruknęłam i wręczyłam taksówkarzowi wymięty banknot, po czym wysiadłam z auta.
Mężczyzna
wyjął moje walizki i uśmiechnął się przelotnie, po czym wsiadł do samochodu i
odjechał.
Stanęłam
przed domem i zadarłam głowę obserwując niebo.
Było
zimno, ale śnieg stopniał, co było trochę dziwne, jak na styczeń. Wyciągnęłam
rączki od walizek i ruszyłam do środka.
W
wewnątrz, oprócz tego, że było trochę pusto, nic się nie zmieniło.
Meble
pozostawały bez zmian, większość rzeczy leżała na swoim miejscu.
Rzuciłam
torbę w kąt i pobiegłam na górę do swojego pokoju. Łóżko, dywan, biurko i
toaletka… Wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Tęskniłam za tym i poczułam
pewną nostalgię.
Przed
oczami pojawił się obraz z dnia, kiedy byłam tu z Harry’m i Stellą, kilka dni
po przekłuciu. Tęskniłam za tym.
Wszystko
będzie teraz inaczej. Trzeba zapomnieć po przeszłości, żyć teraźniejszością.
Czyli… Studia, nowy semestr i praca. Wymarzone życie, czyż nie?
*
Budzik
jest bezlitosny, a strefa czasowa dawała o sobie się we znaki, więc zła
zrzuciłam go ze stolika nocnego. Przestał dzwonić.
Nie
chciałam się spóźnić na zajęcia. Często to robiłam, więc musiałam się tego
oduczyć. Tym bardziej, że nie znam tu nikogo i nagle dołączam w drugim
semestrze? To będzie dziwne.
Stres
zżerał mnie od środka, więc odmówiłam sobie śniadania i tylko zrobiłam kawy do
termosu.
Dasz
sobie rady! Niby, dlaczego nie?
Przeczesałam
włosy i odbyłam codzienny rytuał, czyli makijaż. Od zawsze bez zmian.
Jak
bardzo się zmieniłam? Niektóre rzeczy pozostały bez zmian, owszem, ale coś jak
charakter lub sposób ubierania się, trochę zelżał. Nie byłam już taka cięta na nikogo,
w mojej szafie zawitały kolory, co prawdopodobnie dla Stelli byłoby czymś
niewiarygodnym! Szkoda, że nie może zobaczyć, jak bardzo się zmieniłam.
Zdjęłam
pidżamę i przebrałam się w jasne dżinsy przed kostkę, białą bokserkę i milutki
kardigan. Założyłam czarne, krótkie conversy i byłam gotowa.
Bo
co może się stać? Przecież nikogo tam nie znasz, zaczynasz od nowa, uspokój
się!
Tak!
Zaczynam od nowa i wszystko będzie dobrze.
Wyjrzałam
przez okno by upewnić się, że stary Rang Rover z warsztatu już stoi na
podjeździe. Stał. Mogłam już wyjść.
To
musi być dobry dzień. Przecież, gdzieś musi czekać na mnie szczęście i nie
wyobrażam sobie, że jest to w innym miejscu, niż Londyn.
Zebrałam
włosy na bok i wyszłam z mieszkania.
*
Wysiadłam
z pojazdu, a moim oczom ukazał się wielki budynek, z czerwonej cegły.
Był
bardzo duży. Składał się z kilku segmentów ustawionych na szerokość. Przed
uniwersytetem stały ławki i stoliki, a mury, które ogradzały placówkę pokrywały
różne, kolorowe murale.
Mój
wykład zaczynał się za pół godziny, ale musiałam się jeszcze zgłosić do
dziekanatu. Większość studentów stało przed budynkiem, by zapalić i porozmawiać
jeszcze przed rozpoczęciem się wykładu.
Cóż…
Nie wybrałam typowego kierunku. To nie jest psychologia, czy dziennikarstwo.
Kontynuuje swoje marzenie o pracowanie w hotelu, więc dwa kierunki to podstawa.
Czyli język francuski i hotelarstwo.
Co
do pracy, to miałam przyjąć staż w jednym z hoteli, na stanowisku
recepcjonistki. To, jak wszystko łatwo się potoczyło, to było niesamowite!
Zignorowałam
wzroki wszystkich nieznajomych i weszłam do środka.
Można
się tego spodziewać. Dlaczego się tym przejmuje? To coś jak pierwszy dzień w
nowym liceum, tylko teraz mam dwadzieścia lat, a nie siedemnaście. Jest wielka
różnica.
Rozpięłam
ciemnozieloną kurtkę i wyjęłam z torby wszystkie papiery, wchodząc do
dziekanatu.
-Dzień
dobry! –uśmiechnęłam się do starszej kobiety siedzącej za biurkiem.
Siwe,
a raczej białe włosy miała zwinięte w silnie związanego koka, na czubku głowy a
na pomarszczonym nosie, leżały okrągłe okulary.
Kobieta
odwzajemniła ciepły uśmiech. Już ją lubię!
Podałam
jej wszystkie papiery i czekałam, aż je przejrzy. Wszystko skończyło się w
miarę szybko i spokojnie, a dokładnie po dziesięciu minutach wyszłam z
gabinetu.
Wszystkie
dane sal miałam rozpisane na kartce, więc musiałam tylko szukać Sali 502, ale
do wykładu zostało piętnaście minut.
Zaczęłam
grzebać w torebce w celu znalezienia telefonu, ale nie mogłam go dostrzec. W
zamian za to potrąciłam biednego chłopaka.
-Przepraszam!
–zawołałam i pomogłam zbierać mu porozrzucane papiery.
-Nic
się nie stało –zaśmiał się.
Znałam
ten głos. Ten charakterystyczny, żabi głos. Tylko jedna osoba go ma i znam tą
osobę.
Podniosłam
wzrok i chłopaka, który zaskoczony, szeroko się uśmiechał.
-Louis!
–krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję.
Chłopak
zachichotał i przycisnął mnie do siebie.
Tego
się nie spodziewałam. Przecież to jeden z wielu uniwersytetów w Londynie, a
akurat tutaj się spotkaliśmy. Czy to nie mówi o czymś? Nam dane jest się spotykać.!
-Alex,
co ty tu robisz? –zapytał, kiedy szliśmy wzdłuż korytarza.
-Wróciłam
–oznajmiłam, uśmiechając się. –W pewnym sensie… Nie sądziłam, że spotkam
kogokolwiek… No wiesz.. Z nas.
-Cóż… -westchnął i zaśmiał się. –Ja też nie
sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę. Stella mówiła, że wyjechałaś do
Stanów.
-Tak
–kiwnęłam głową. –Wróciłam wczoraj, na stare graty.
-To
niesamowite! –pokręcił głową, niedowierzając.
Zaśmiałam
się, patrząc na niego. Nagle jego wzrok spoważniał patrząc w jeden punkt.
Uśmiech z mojej twarzy zszedł i powiodłam wzrokiem, za nim.
Wytrzeszczyłam
oczy, widząc, że przy parapecie stoi dobrze mi znana blondynka z kubkiem kawy,
a obok niej stoi zupełnie odmieniona dziewczyna Tomlinsona.
-Eleanor,
czy ja mam zwidy? –spytała Stella, patrząc na mnie, jakby zobaczyła ducha.
El
wyglądała podobnie. Brunetka pokręciła głową, a Stell upuściła kubek z kawą i
rzuciła się biegiem do mnie.
Dziewczyna
przyciągnęła mnie do siebie za szyję i zaczęła się śmiać, jak opętana.
Parsknęłam
śmiechem, widząc reakcję Louisa i Eleanor, która podeszła do swojego chłopaka.
Stella
zaczęła piszczeć, śmiać się i mamrotać coś pod nosem, kiwając mną na boki. To
wszystko było szalone! Nie sądziłam, że ich spotkam, nawet o tym nie myślałam,
a teraz?
Przytulam
moją dawną przyjaciółkę! To było niewiarygodne. Myślałam, że to kolejny sen i
zaraz się obudzę, będąc dalej w Malibu. Ale nie! To nie był żaden, cholerny
sen. To wszystko działo się naprawdę!
A
nawet, jeśli zastanawiałam się nad naszym spotkaniem po latach, to nie
przypuszczałam, że będzie tak wyglądać. Wyobrażałam sobie, że Stella będzie na
mnie zła i nie będzie chciała mnie więcej widzieć, a tymczasem?
Stoję
z nią na środku korytarza!
Blondynka
odkleiła się ode mnie, a na jej twarzy malował się szeroki uśmiech.
-Nie
wierzę! –mamrotała pod nosem. –Ona stoi przede mną? –zwróciła się do Louisa i
Eleanor, którzy mieli z niej nie mały ubaw. –Tak, ona stoi przede mną. To jest
Alex i ona nie jest w Stanach.
-Stella,
uspokój się –poradziłam przyjaciółce i złapałam ją za dłonie. –Musisz wrzucić
na luz.
-Cześć,
kochanie! –przycisnęłam ją do siebie.
-Co
ty tu robisz? Sądziłam, że już nie wrócisz –westchnęła Stella.
-Ja
też, Stell –zgodziłam się z nią. –Ale, jeśli chciałam to nie mogłam tego
przepuścić. Tak się cieszę, że was spotkałam!
-Już
nigdzie cię nie puszczę! –zawołała McCoy i ponownie mnie przytuliła.
-Jeszcze
będziesz miała mnie dosyć –mruknęłam.
*
Dwugodzinne
wykłady dobiegły końca, a ja miałam wolne popołudnie i wieczór, bo rozmowę o
pracę przesunęli na jutro. Więc mogłam wrócić spokojnie do domu albo wybrać się
na jakieś zakupy. Cokolwiek.
Chyba
nie było mi to pisane, bo kiedy Stella zauważyła mnie na parkingu od razu wpakowała
się do środka i oznajmiła, że idziemy dziś na imprezę.
-Stella
–podjęłam wsiadając do środka. –Nie idę na żadną imprezę, wracam do domu i…
-Mieszkasz
w starej chacie? –spytałam, malując usta błyszczykiem, patrząc w tylne
lusterko.
-Tak
–kiwnęłam głową i odpaliłam silnik.
-Ja
wynajmuję mieszkanie, ale właściciel stara się dać mi do świadomości, że mnie
tam nie chcę –westchnęła. –Muszę zacząć czegoś szukać.
-Najlepiej
koło mnie –poradziłam jej i ruszyłam.
-Tak
więc, jedźmy do ciebie i zacznijmy świętować twój powrót w jakimś fajnym klubie
–jęknęła. –No wiesz, ze starymi znajomymi. Będzie Zayn, Liam, Eleanor, Lou…
-A
Harry? –spytałam. –Przyjaźnicie się jeszcze?
-Pewnie
też będzie, tylko to nie ten Harry, co kiedyś –mruknęła.
-W
porządku, Stell –uspokoiłam ją.
Widziałam,
że bała się poruszać ten temat. Ale nie ma, po co! Między mną a Harry’m
wszystko skończone. Ale nie chciałam go widzieć. Myślę, że nadal by to bolało,
a do tego nie sądzę, że on chciałby mnie zobaczyć. Ja raczej też do tego nie
pałam.
-Wiesz,
co? Myślę, że nie powinnam iść –stwierdziłam. –To chyba nie będzie przyjemny
wieczór.
-A
ja myślę, że powinnaś iść. Nie przejmuj się nim, przecież nie musicie ze sobą
rozmawiać. Olej go –wzruszyła ramionami.
Wybuchłyśmy
głośnym śmiechem. Brakowało mi jej. Dopiero teraz mogłam stwierdzić, że byłam
szczęśliwa. Znowu przyjaźnić się ze Stellą, to jedna z wielu rzeczy, za którą
tęskniłam i teraz nie dam jej odejść. Nigdy!
Zmarnowałam
trochę czas w Stanach, trzeba przyznać. Mogłam o wiele lepiej bawić się tutaj,
razem z przyjaciółmi. Pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej, a ja i Harry
wciąż bylibyśmy razem.
Nagle
Stella pod głośniła radio i zaczęła śpiewać razem z Seleną Gomez „Come & Get It”.
Po
chwili i ja dołączyłam do niej. To, co się działo było niesamowite!
*
-Twoja
szafa, jest kolorowa! –zawołała Stella z mojego pokoju, kiedy szłam po schodach
z kubkami herbaty. –O mój Boże, Alex! Ty masz kolorową sukienkę!
Parsknęłam
śmiechem pod nosem. Takiej reakcji się spodziewałam.
-Pełen
podziw –ukłoniła mi się, kiedy weszłam do pomieszczenia i położyłam kubki na
biurku.
Siedziałyśmy
na podłodze wsłuchując się w muzykę dochodzącą z Ipod’a Stelli i zastanawiałyśmy
się, co włożyć.
Przy
tym dużo rozmawiałyśmy. Ja opowiadałam Stelli o Stanach, a ona mówiła mi o tym,
co się zmieniło pod moją nieobecność. Temat zboczył na Harry’ego. Blondynka
opowiedziała mi, że po moim wyjeździe Harry odpuścił sobie wszystko. Miał w
dupie rodzinę, studia i znajomych. Zmienił swój tryb życia. Wrócił do nich po kilku
miesiącach, ale studencki tryb życia bardzo mu się spodobał i został przy
szybkich i jednorazowych numerkach.
Nigdy
nie pomyślałabym, że on byłby w stanie się tak zachować. A jednak nie znałam go
na tyle, ile powinnam. Cóż… Czuję, że ten Harry, którego dzisiaj zobaczę, to
nie jest mój Harry. Czy on w ogóle, kiedyś był? Cholera wie!
W
końcu znalazłyśmy coś dla siebie. Ja ubrałam krótką, białą spódniczkę bombkę i
czarny bralet. W Stanach zaczęłam w nich gustować i bardzo mi się spodobały.
Miałam ich wiele! Dobrałam do tego brudno-brązowe skórzane lity i czarną listonoszkę
z motywem panterki.
Związałam
włosy wysoko w niedbałego koka, a kosmyki, które wystawały podkręciłam na
prostownicy.
Zrobiłam
mocny makijaż. Stella była pod wrażeniem i nie dziwię jej się.
-Zmieniłaś
się, Alex! –zauważyła i użyła tuszu do rzęs. –Lubię nową ciebie!
Mrugnęłam
do niej i uśmiechnęłam się.
W
końcu przygotowane zeszłyśmy do garażu, do samochodu.
Tam
zaczęłam się czuć niepewnie. Czy wszyscy na pewno będą zadowoleni, że mnie
zobaczą? Tego nie wiedziałam. Ale dlaczego się tym przejmowałam? Chyba
najbardziej spotkaniem z Harry’m. Miałam w głowie milion scenariuszy naszego
spotkanie, więc nie wiedziałam, jak to wyjdzie naprawdę.
W
drodze do klubu rozbolał mnie brzuch.
-Nie
jestem pewna, czy to dobry pomysł –mruknęłam pod nosem, skręcając w ulicę, na
której znajdował się klub.
-Weź,
za dużo myślisz –stwierdziła lekceważąco Stell i ostatni raz musnęła usta
błyszczykiem. –Nie zdziw się widokiem Harry’ego.
-Jest,
aż tak źle? –spytałam, kiedy wysiadłyśmy z samochodu.
-Zobaczysz
–zaśmiała się i weszła przede mną do środka.
Weszłyśmy
na salę. Ludzie bawili się do muzyki, którą puszczał DJ. Było tam bardzo duszno
i dało się odczuć alkohol.
Dobrze
jest móc spożywać alkohol i nie czekać jeszcze roku. Brakowało mi tej swobody.
Teraz nie ma mowy na powrót.
Przecisnęłyśmy
się między tłumami do loży, w której mieli siedzieć nasi.
Byłam
zdenerwowana, ale nie mogłam się doczekać. W końcu to się stało. Zobaczyli nas.
Stanęłyśmy przed nimi i pomachałyśmy.
Patrzyli
na nas jak wryci.
Eleanor, Louis, Zayn, Liam i
Harry… A
na jego kolanach, jakaś brunetka.
On
chyba był najbardziej wstrząśnięty moim widokiem. Widziałam to w jego oczach.
Spojrzałam
na niego przelotnie i zaśmiałam się pod nosem.
-Alex!
–zawołał Zayn.
Elie:
Witam was kochane! Mam nadzieję, że nie zapomniałyście o tej historii, ponieważ
powracam z kolejną częścią. Trzymam kciuki, żeby wam się spodobała. Jeżeli,
jednak się nie przyjmie, nie będę jej kontynuowała.
Więc
mam nadzieje, że pokażecie, że czytacie. Nie wiem, kiedy pojawi się następny
rozdział, od razu mówię. Możecie pytać się na TT, po jakimś czasie postaram się
Wam odpowiedzieć, ale mam teraz dwa blogi głowie i w cholerę nauki.
Co
sądzicie o pierwszym rozdziale nowej części? Zajrzyjcie do zakładki „Heros”.
Całusy
; *