Siedziałam obok Stelli na sofie w salonie sukien
ślubnych. To był wielkie sklep w centrum Londynu. Bardzo popularny, bardzo
drogi, ale za to godny uwagi.
Eleanor znalazła tutaj swoją wymarzoną sukienkę, w
której chciała iść do ołtarza. Było to trzy tygodnie temu.
Dzień przed ślubem postanowiła sprawdzić, czy
sukienka nadal pasuje na nią, jak ulał.
W środku mimo wielu osób krzątających się,
oglądających suknie i je przymierzając, było zimno. Przez te białe kolory i
dużo przestrzeni.
Czekałyśmy, aż brunetka wyjdzie z przymierzalni i
pokaże się nam po raz drugi.
Wyjęłam telefon z kieszeni, kiedy poczułam jego
wibrację. To był Harry.
Odsunęłam się delikatnie od Stelli, żeby nie
zauważyła, że to on. Miała skłonności do zaglądania mi przez ramię.
Harry był uroczy. Cały czas pamiętałam, żeby nie
ponieść się za daleko, ale chciałabym, żeby było tak, jak dawnie. Musiał mi
pokazać, że naprawdę mu na mnie zależy. W sumie to już to wiedziałam, ale
potrzebowałam jeszcze jednego dowodu.
- Co się tak cieszysz do tego telefonu? – Stella
zmrużyła oczy i poklepała mnie po udzie.
- A co cię to interesuje? – odbiłam piłeczkę.
- Alex, zaczynam się poważnie niepokoić. Co się z
tobą dzieje? – udała poważny ton, niczym moja matka.
- O co ci chodzi, Stell? – parsknęłam śmiechem.
- No tak, teraz obrócisz to w żart, kiedy ja staram
się być poważna. Alexis, nie wkurwiaj mnie, dobrze? Dziękuję – uśmiechnęła się
zdzirowato.
- Znamy się już wystarczająco długo i nadal nie
zakumałaś? Nie. Mów. Do. Mnie. W. Ten. Sposób – wycedziłam przez zęby wywołując
u niej salwę śmiechu.
Nie znosiłam jej, a za jednym razem ją kochałam. To
była mieszanka wybuchowa, wiem.
- No z kim piszesz? – dociekała.
- Chryste Stella, czy ty musisz o wszystkim
wiedzieć? – jęknęłam.
- Piszesz z nim? – uniosła brew.
Otworzyłam usta, żeby móc się jakoś z tego wybronić,
ale w tamtym momencie od klęski uratowała mnie Eleanor wchodząc w sukni na
podest przed lustrem.
Suknia ślubna była śnieżnobiała z dużą spódnicą i
wąskim gorsetem z dekoltem w serduszko.
Z tyłu gorset był sznurowany srebrnymi paskami, a
spódnica na wierzchu miała piękną koronkę.
Jednym słowem wyglądała idealnie!
Pierwsze co przyszło mi na myśl to, jak ja bym
wyglądała w tej sukni? I czy w ogóle, kiedyś taką założę? Na pewno nie
wyglądałabym tak pięknie, jak Eleanor, ale chciałabym kiedyś to zrobić. Wyjść
za mąż.
Oczywiście nie teraz! Może w nie dalekiej przyszłości.
- Wszyscy mają płakać ze szczęścia, kiedy mnie w tym
zobaczą – zażartowała Eleanor, kiedy łzy zebrały się w jej oczach.
- Głupia, czemu ty płaczesz? – zaśmiała się Stella i
wstała.
Zrobiłam to samo. Obie ją przytuliłyśmy do siebie.
- Nie mogę uwierzyć, że jutro będę żoną Louis’a
–wyznała. – To jak sen na jawie!
- Reklamacji nie przyjmujemy, skarbie! – zawołałam i
puściłam jej oczko.
*
Sama nie mogłam uwierzyć, że ten dzień w końcu
nadszedł. Kiedyś nawet nie podejrzewałam, że będziemy się wciąż przyjaźnić,
kiedy oni będą chcieli się pobrać. Cieszyłam się, że mogę być obecna na tym
ślubie.
Długo nie mogłam usnąć, zastanawiając się, jak
będzie wyglądać jutrzejszy dzień.
Ceremonia w kościele miała rozpocząć się o
piętnastej i potrwać około dwie godziny. Następnie mieliśmy przyjechać do
pałacu, którego nazwy zapomniałam, ale wiedziałam, że znajdował się pod
Londynem.
Był tam również hotel, w którym miała zatrzymać się
rodzina El i Lou, a w tym również i my.
Wszyscy mogli pić do upadłego bez martwienia się o
to, kto będzie pełnił funkcję kierowcy.
Usnęłam koło trzeciej nad ranem, a już o dziewiątej
obudziła mnie Stella z Liam’em, który wpadł na śniadanie.
Jednym słowem była niewyspana.
Zwlekłam się z łóżka i zeszłam na dół do kuchni.
- Czy ktoś może wie, czy Zayn wrócił już z Bradford?
– zapytałam, nalewając do kubka kawy z ekspresu.
- Miał wrócić w nocy, ale nie jestem pewien. Może
zapytaj Harry’ego? – zaproponował Liam, przeżuwając kawałek kanapki.
- O nie! Zabraniam jej konfrontacji i tak pojawi się
na ślubie, a nie chcę, żeby popsuł się jej humor – oznajmiła głośno Stella i
objęła mnie ramieniem.
Oj kochana, żebyś ty wiedziała, co się wokół ciebie
dzieje.
Nie wiedziałam, jak uda się ten dzień. Wszyscy
myśleli, że ja Harry skaczemy sobie do gardeł, a tymczasem wróciliśmy do siebie. Nie chciałam, żeby się dowiedzieli, bo
chciałam jeszcze nacieszyć się tą wolnością. Później zacznie się, że to błąd i
głupota z mojej strony… Nie miałam na to ochoty.
- Po prostu zadzwonię do Malik’a – wzruszyłam
ramionami. – Obiecał, że pojedziemy na ślub jego samochodem.
- To jest niemożliwe, że oni się pobierają. Mam
wrażenie, że to jakiś pieprzony żart – stwierdziła Stella, kiedy przyłożyłam
telefon do ucha i czekałam na sygnał od Zayn’a.
- Taa… To totalnie chore – kiwnął głową brunet.
Uśmiechnęłam się do nich.
*
- Jak to kurwa się spóźnisz?! – wrzasnęłam do
słuchawki.
Dopiero o godzinie trzynastej udało mi się dodzwonić
do szanownego pana Malik’a. Okazało się, że zabalował ze swoimi kuzynami tak,
że był nieprzytomny by wrócić na czas do Londynu i w czasie, kiedy z nim
rozmawiałam, on stał w korku dwadzieścia kilometrów przed Londynem.
- Normalnie! Alex, przepraszam, że jak zwykle musisz
na mnie czekać, ale mój samochód to nie transformer, który rozpieprzy wszystkie
auta stojące przede mną!
- Zabiję cię kiedyś! – warknęłam, zapinając spódnicę.
- Rób wokół siebie, co masz zrobić, a nim się
obejrzysz to…
- Dostaniesz w mordę? – dokończyłam za niego słodkim
głosem.
- Nienawidzę cię – westchnął i się rozłączył.
Uwielbiałam nasze rozmowy. Zawsze były wulgarne,
sarkastyczne, sceptyczne i zabawne. Mieliśmy do siebie dystans i żartowaliśmy
ze wszystkiego. Zayn był moim najlepszym przyjacielem i tego nie dało się
zaprzeczyć.
Dopięłam do końca spódnicę i zabrałam się z bralet.
Moja kreacja nie wyglądała na normalniejszą. Nie wiem, czy wypada iść tak do
kościoła, więc stwierdziłam, że założę marynarkę.
Biała obcisła spódnica sięgała mi przed kolano, a
bralet tego samego koloru odsłaniał trochę brzucha. Śnieżnobiałe szpilki do
szpica zawitały na moich stopach. Miałam nadzieję, że wytrzymam w nich całą
noc.
Spięłam włosy w luźnego koka, pozostawiając lekko
skręcone kosmyki włosów po bokach.
Umalowałam ciemno oczy i lekko różową szminką usta.
Byłam gotowa. Zajęło mi to godzinę.
Schowałam do kopertówki portfel i paczkę papierosów
oraz kopertę z biletami na podróż balonem. Wiem, że to najbardziej szalony
pomysł na jaki mogłam wpaść, ale co innego mogłam zrobić? Dać im w kopercie 500
funtów?
Beznadzieja. Może to im się spodoba?
Zeszłam na dół, gdzie Stella krzątała się chowając
ostatnie potrzebne rzeczy do torebki.
- Jadę z Liam’em kupić jeszcze kwiaty, błagam cię
nie spóźnij się! – jęknęła, kuśtykając do wyjścia.
- Proszę cię, Zayn stoi w korku przed Londynem, a
jest nieprzebrany i nieumyty! – przewróciłam oczami.
- Trzy światy z nim!
Stella w pięknej czerwonej sukience i jednym czarnym
bucie wyglądała pięknie. Nawet stabilizator jej pasował. Oczywiście nie mogła
przeżyć faktu, że ona nie ubierze szpilek na wesele i próbowała mi zabronić.
Bezczelna!
W każdym razie ubrała czarne baletki, zostawiła
włosy rozpuszczone i pomalowała usta czerwoną szminką.
- Spotkamy się na miejscu! – zawołała i wyszła z
domu.
Westchnęłam pod nosem i sprawdziłam godzinę na
zegarku. Za piętnaście minut powinniśmy wyjechać, a jego nawet nie ma w
Londynie! Spóźnimy się i to będzie jego wina! Pieprzony Malik!
*
Oczywiście miałam rację. Piętnaście minut.
Spóźniliśmy się piętnaście. Wielkie wejście, przy okazji mordujące spojrzenie
Stelli i dużo ludzi.
Stanęliśmy z Zayn’em w ławce obok Stelli, Liam’a i
Niall’a. Dyskretnie próbowałam wyhaczyć, gdzie jest Harry, ale nigdzie go nie
widziałam. A może go nie było? Nie rozmawiałam z nim od rana i nie mogłam się
doczekać aż go zobaczę nawet jeśli nie mogłam do niego podejść i go przytulić.
Ceremonia trwała dwie długo niekończące się godziny.
Czekałam tylko na to, aż złożą przysięgę i powiedzą sobie tak. Byłam głodna i
nogi bolały mnie od stania, ale starałam się być wytrwała.
W końcu padło „TAK”. Louis odsłonił welon z twarzy
Eleanor i pocałował ją prosto w usta.
To było piękne. Wszyscy zaczęli klaskać. Lou złapał
brunetkę za rękę i oboje między ławkami wyszli z kościoła przy głośnym
wiwatowaniu.
Czyli to już? Pierwsze małżeństwo w naszym
towarzystwie.
Harry’ego nadal nigdzie nie mogłam znaleźć. Nawet
przed kościołem mimo wielu ludzi nie widziałam go. W końcu postanowiłam do
niego napisać, kiedy w ostatniej chwili zauważyłam go, jak wsiadał do
samochodu.
Trzymając dłoń na sylwetce jakiejś blondynki.
Elie:
Po raz pierwszy niespóźniona! Jakie to wspaniałe uczucie! Udanego weekendu od
razu Wam życzę!
Jak
podoba Wam się rozdział? Jest w nim mało Harry’ego, natomiast w następnym
będzie go o wiele więcej, aż wam się znudzi!
W
każdym razie, co sądzicie? Znowu narozrabiał? Jakie jest wasz zdanie na ten
temat.
PROSZĘ
O KOMENTARZE.
Ściskam
<3