Gdybym nie miała tylu rzeczy do przemyślenia, na pewno nie wróciłabym tak wcześnie do domu. Odnalazłabym jakiś długo czynny bar, gdzie mogę usiąść, wypić kawę i zabrać się za lekcje.. To zaczęło się od Manchesteru. Kontynuowałam to w Birmingham i Liverpoolu. Ale nie tym razem. Poszłam do domu...
Jakby to było jakieś święto! Mama będzie nie źle zdziwiona.
Pchnęłam drzwi i wparowałam do środka. Była w łazience. Od razu poszłam na górę do pokoju. Rzuciłam torbę pod łóżko i stanęłam przy ścianie. Położyłam ręce na podłodze i nogami odbiłam się od niej. I w ten sposób stanęłam na głowie. Tak robię kiedy muszę przemyśleć kilka spraw.
Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie widziałam tak zadufanego w sobie chłopaka.. Równocześnie tajemniczego i... Przerażającego. Przerażające, może dla normalnych dziewczyn, ale jak już wcześniej wspominałam, dla mnie strach jest jak książki.. Przeczytane rzucam za siebie. Nie dochodzi do mnie to, że on jest taki stary a będzie się kłócić o stolik na stołówce.. Co, oprócz pobicia, on takiego zrobił, że wszyscy się go tak boją? Jakiś ciul, który próbuje w życiu czegoś nowego... No proszę! Nie lubię tego typu facetów... Znaczy ja w ogóle nie mam typu. Nie ma takiego faceta, który by mi się podobał. Nie, że jestem lesbijką, ale rozważam, nie zostać feministką.. W każdym razie, miłość jest dla mnie jak fikcja.. Nie jestem romantyczna. Nie jestem czuła, ani miła. Wolę pójść na imprezę, bawić się no i na końcu zaliczyć zgona, w dobry stylu. Tak zazwyczaj spędzam weekend. Ale zauważyłam, że w klasie nie ma, choć jednej osoby podobnej do mnie. Stella jest typem, wiecznej optymistki, a nie realistki. Najlepiej cały czas chodziłaby na zakupy, malowała paznokcie i plotkowała o gwiazdach, lub osobach z klasy. Nie mówię, że jest molem książkowym. Nie wygląda. Natomiast wiem, że jest "tą" blondynką.
-Co ty robisz?-parsknęła śmiechem mama, rzucając się na moje łóżko.
Wywróciłam oczami. Czułam, że krew już spływa mi do głowy, ale nie zmieniłam pozycji.
-Stoję na głowie.-oznajmiłam.-Nie widać!?
-Coś musiało się stać.-mruknęła.-Od kiedy ty myślisz?
Znowu się zaśmiała, a ja wróciłam na nogi i cisnęłam w nią poduszką. Położyłam się obok niej. Miała mokre włosy, a owinięta była miękkim szlafrokiem. Nie zamierzałam jej mówić. To nie kwestia tego, że się wstydzę. Chodzi o to, że po tym jak tata od nas odszedł, zamieniła się na przyjaciółkę, niż mamę. W każdym razie, nie zwierzałam jej się z moich problemów, ogólnie w sumie to o niczym jej nie mówiłam. I teraz wiem, że dobrze zrobiłam. Mama wiedziała, że palę, imprezuję, a czasami piję. Ale nie byłam związana, z wszelkiego rodzaju używkami. Jak już wcześniej wspominałam, ufa mi, a ja jej. Wiem, że jeśli nie wraca na noc, to znaczy, że jest w hotelu z jakimś facetem. Moja mama korzysta z życia. I dobrze! Nie mam jej tego za złe! Obiecała mi, że już nigdy więcej nie wyjdzie za mąż i nie będzie mieć faceta, który stanąłby między nami i ja jej wierzę. Może rzadko jej to mówię, ale mocno ją kocham. Po prostu nie jestem typem, rodzinnej osoby. Myślę, że mam to właśnie po niej. Zaliczyła wpadkę ze mną w wieku 18 lat, z moim nie dojrzałym ojcem, który w końcu znalazł sobie młodszą, kiedy miałam 12 lat.
-Są tam jakieś ciacha?-spytała znienacka.
-Czy ja wiem? Jeśli mówiąc ciacha, masz na myśli chłopaków, w tych dziwnych kwadratowych okularach, to nie.-odparłam.
Nie mówiłam prawdy. Harry nie należał, do tych pryszczatych maniaków, komputerów. No i Zayn też nie. Nie zapominajmy od drużynie football'owej.. Oni są bardziej sztucznie, ale do brzydkich nie należą. Nawet jak próbowałam, nie mogłam zapomnieć o zdezorientowanej twarzy Harrego, kiedy odchodziłam w stronę domu. Bezcenne.
-Nie obchodzą mnie, siedemnastolatkowie, ale jeśli u nich to rodzinne, to może jakiegoś ojca wyrwę?-zażartowała i wstała.
-Idę na bankiet. Nie czekaj na mnie.-rzuciła i ucałowała moje czoło.
Za chwilę zniknęła za drzwiami. Sięgnęłam po MacBook'a, leżącego na podłodze. Włączyłam go i zalogowałam się na Facebooka. Mogłam się tego spodziewać. Miliony zaproszeń do grona znajomych.. Ugh. Stella, Zayn, Mish... Nie, że jej nie lubię. Mish jest jedną z "koleżanek" Stelli. Wygląda na mądrą i ogólnie taką normalną, ale to tylko pozory. Ona jest tępa, jak nożyczki z podstawówki. Kiedy Stella nazwała mnie Lex (wiem, w ogóle nie pojmuję, jak mogłam się zgodzić), to jak głupia zapytała się:
-A ona nie ma na imię, Alex?
Było tego tysiące i nie zamierzam mieć z nią bliższych konfrontacji. Nie mam cierpliwość do:
1.Dzieci.
2.Mojej babci
3. Amerykanów.
4.Blondynek.
Nie! Czekaj! Ona jest szatynką.. Bez różnicy! W każdym razie, wirtualną znajomość jeszcze przeżyję. Gorzej w prawdziwym świecie. Zaakceptowałam wszystkie możliwe zaproszenia, jednak nie miałam nic do roboty na laptopie. Nie chciałam znowu siedzieć w domu. Trzeba znaleźć jakieś miejsce, do przesiadywania.
Wtedy sobie przypomniałam, jak mama w drodze do Londynu wspominała o Timie. Tim to syn, siostry mojego, taty. Nie miałam szczególnych kontaktów z rodziną od strony taty. Wiem, że jego rodzice nie żyją. Jego siostra mieszka w Stanach. Ale Tim był najlepszym kuzynem na świecie. Chociaż rodzina taty, jest nie źle pojebana, ale on jest jedyny normalny. Świetnie się dogadywaliśmy od dziecka, ale kiedy moi rodzice się rozstali, kontakty padły. Wracając do tematu. Mama mówiła, że Tim pracuje w jakiejś knajpie, tu w okolicy. Zbiegłam na dół do kuchni, gdzie zastałam mamę, nalewającą kawę do kubka.
-Pamiętasz, jak wspominałaś o Timie.. Że gdzieś tu pracuje?-spytałam opierając się o blat.
Skinęła głową. Jakby nie mogła się domyśleć, o co mi chodzi.
-Podasz mi adres?-ponownie spytałam.
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Nie wiedziałam, że macie jakieś kontakty.-zdziwiła się.
-Ja też.-przyznałam.-Ale chcę się z nim zobaczyć.
Mama wręczyła mi wymiętą karteczkę z adresem.
-To nie daleko.-dodała i skierowała się w stronę schodów.
Kiwnęłam głową i pobiegłam na górę po torbę.
~*~
Nie zamierzałam jechać taksówkę. Mniej więcej kojarzyłam okolicę. Mieszkamy tu już tydzień i wybierałam się dwukrotnie na długie spacery. Szłam już od dwudziestu minut i nie czułam nóg. Krótkie spodenki trzeciego września to nie był dobry pomysł, ale tak je lubię, że nie mogłam odmówić. W każdym razie to ostatni raz. Po chwili znalazłam się w centrum Catford. Było już całkiem ciemno. Szyldy restauracji i butików, a także latarnie oświetlały drogę i chodniki. W oczy rzucał się szyld KFC. Obiegłam wzrokiem główną ulicę, szukając knajpy "Street". Przeszłam na drugą ulicę i weszłam w jedną z uliczek. W niemrawym świetle można było dostrzec "Stret" Brakowało "e". Stare miejsce...
Pchnęłam ciężkie drzwi i weszłam do środka. Było ciepło, czułam papierosy i może... Marihuanę, jakieś skręty. Było sporo ludzi. Po prawej przy stole, siedzieli motocykliści, pijący litry piwa. Byli w średnim wieku, ale bardzo otyli. Na kolanach siedziały im, zapewne dziwki. Mnie to obrzydza... Fuj! Siedzenia obite było czerwoną przetartą "skórą", a stoły były z ciemnego drewna. Na wprost bar i toalety. Oprócz tych obrzydliwych motocyklistów, dostrzegłam kilka par siedzących przy oknie po drugiej stronie, którzy zajadali się pizzą.. Studenci, znajomi. Nie było tak źle... Wystrój przypominał mi trochę restaurację "Jeff's", co nawiązuje do USA. W każdym razie, nie licząc tego kurzu podobało mi się. Podeszłam do baru. Stanęła przede mną dość niska, rudowłosa dziewczyna nalewając do małych kieliszków wódkę.
-Mogę ci pomóc?-spytała przeżuwając głośno gumę.
-Szukam Tima.-oznajmiłam, próbując przekrzyczeć muzykę.
Dziewczyna ustawiła kolejkę kieliszków. Jeden postawiła sobie a drugi mi. Popatrzyłam na nią, jak na idiotkę. Z drugiej strony stawia mi wódkę, za darmo. Chwyciłyśmy kieliszki i na raz wlałyśmy zawartość w siebie. Skrzywiłam się lekko i odstawiłam kieliszek na bar.
-Zaraz go zawołam.-odparła i zniknęła za zapleczem.
Oparłam się łokciem o blat i rozejrzałam się za wolnym miejscem. Upolowałam jedno w rogu na końcu sali. Było tam ciemno, ale pewnie ciszej niż tu. Utkwiłam ponownie wzrok w pełnym białej cieczy, szkle. Upewniłam się, że nikt nie patrzy i porwałam kolejnego jednym haustem.
Mama wie, że palę. Pogodziła się z tym, rok temu. Ale o piciu nic. Nie ćpam, bo uważam, że to nie dla mnie, a poza tym nie kręci mnie to. A picie, zaczęło się też rok temu. Razem z moją dawną koleżanką, kradłyśmy trunki z barku jej ojca. Ona była dokładnie taka jak ja.. Tak samo wredna i tak samo, jędzowata. Rozumiałyśmy się. Ale kiedy zaczęłyśmy się intensywniej przeprowadzać, zaczęłam chadzać do barów, zaprzyjaźniałam się z barmanami, a później oni przemycali dla mnie butelkę piwa, albo kolejką wódki.
Miałam szczęście, że tu znajdę Tima. Odwróciłam się w stronę zaplecza, a w progu ujrzałam dobrze zbudowanego bruneta. Jak zwykle wysoki, ten jego zarost i włosy.. Sam seks! Szkoda, że jesteśmy rodziną... Odłożył szmatkę na blat i uniósł głowę. Kiedy mnie zobaczył szeroko się uśmiechnął i wyszedł przed bar. Podszedł i mocno mnie przytulił. Chyba się stęskniłam...
-Dobra!-zawołałam.-Koniec! Zrobiło się zbyt.. Rodzinnie.
-Nic się nie zmieniłaś.-mruknął wypuszczając mnie z objęć.
Uszczypnął lekko w nos. Skierowaliśmy się we wcześniej zaklepane, przez mnie miejsce.
Było fajnie z nim porozmawiać. Nie widzieliśmy się rok czasu i tyle rzeczy do obgadania. Jego praca, moje życie.
Boże.. Ja nie wierzę, że on ciągle nie ma dziewczyny. Wiem, jakie ma zasady i stale się ich trzyma... Z taką urodą, nie można być żonaty. On jest stworzony do jednorazowych numerków. To jest gdzieś we krwi.
Gadaliśmy przez dwie godziny i myślę, że w pewnym sensie poczuliśmy się, jak za dawnych czasów. Na przykład jak spotykaliśmy się w Wigilię, wtedy kiedy nie chcący podpaliłam choinkę... Albo na Wielkanoc, kiedy oboje oblewaliśmy wszystkich z samego rana, lodowatą wodą.. To było dziecinne, ale na zawsze pozostanie w mojej, krótkiej pamięci. W końcu zaczęło nachodzić, coraz więcej ludzi i Tim musiał wracać do obowiązków.
-To może na powitanie kufel piwa?-zaproponował.-Na koszt firmy.
Czytasz mi w myślach, stary! Skinęłam "nie pewnie" głową. Nie chciałam, żeby pomyślał, że go wykorzystuje. Lepiej niech nie wie. Po chwili zjawił się z dużym kuflem i słomką. Wyjęłam książkę z torby i zatopiłam się w lekturze, co chwilę upijając łyk trunku.
~*~
Jeden kufel zamienił się w dwa. Gdybym nie znała Tima dobrze, pomyślałabym, że chciał mnie upić. I tak to zrobił. Litery w książce zaczęły się zlewać, a ja nie utrzymywałam równowagi, siedząc. Schowałam lekturę do torby. Kiedy odwróciłam głowę, ujrzałam czarną koszulę.. Czarna koszulę, później zamazaną twarz i dużo włosów.
-Alex?-spytał przyglądając mi się uważnie.
Miałam pewnie głupkowaty wyraz twarzy, ale ja nie kontaktowałam ze światem. W ogóle nie wiedziałam gdzie jestem, jak się tu znalazłam i co robiłam. Jaki był cel? W każdym razie wiedziałam to, że Harry do mnie mówił.
-Znasz moje imię..-wybełkotałam, uśmiechając się niemrawo.
-Jesteś kompletnie pijana.-zauważył.
-No co ty?-parsknęłam śmiechem.
-Dosyć.-zarządził.-Idziemy!
Wstał i szarpnął mnie za rękę.
-Nigdzie z tobą nie idę, ciulu! -wrzasnęłam.-Powinieneś mnie błagać na kolanach o przebaczenie, za cały dzień!
-Zamknij się!-warknął-Nie rób scen, bo pomyślą, że chcę cię w krzakach przelecieć.
-A chcesz?-spytałam, poruszając zabawnie brwiami.
To co gadałam było sprośne i pewnie głupie, ale chyba dobrze się bawiłam. Przynajmniej tak sądziłam. Harry posłał mi mordercze spojrzenie i pchnął do przodu.
Na zewnątrz powitało mnie rześkie powietrze. Chciałam sprawdzić, która godzina, ale cyferki na telefonie przypominały jedną wielką plamę. Na pewno było po dziesiątej. Chłopak pociągnął mnie za rękę do samochodu. Zapewne jego. To w jaki sposób mnie traktował nie uszło by mu na sucho, gdyby nie to, że byłam pijana i nie kontrolowałam się. Nie byłam workiem ziemniaków, żeby mną trącać i wytykać mi błędy.
Wepchnął mnie na miejsce pasażera i zapiął pasy. Po chwili znalazł się obok mnie.
-Gdzie mieszkasz?-spytał odpalając silnik.
Podparłam głowę ręką, opierając ją na drzwiach.
-Nie wiem..-wyjąkałam.
Chłopak westchnął poirytowany i ruszył z miejsca parkingowego.
W połowie drogi, naszła mnie ochota na spacer po parku. Było ciemno, więc liczyłam na to, że w parku będzie nastrojowo.
-Chcę do parku!-jęknęłam.
-Co?-spytał zerkając na mnie.
-Do parku! Zawieź mnie do parku!-zarządziłam.
Zachowywałam się jak małe dziecko. Ale alkohol nadal pływał w moich żyłach. Było mi gorąco, czułam rumieńce na policzkach, a do tego denerwowałam Harrego. Pasowało mi to. Jego złość w oczach, sprawiała, że humor mi się poprawiał. Nie myślałam, racjonalnie, ale pójście do parku wtedy było dla mnie, jak marzenie z dzieciństwa.
-Nie! Jest w pół do jedenastej, a ty myślisz, że będę się za tobą włóczył parku?-spytał, lodowatym tonem.
Odebrałam to jako odmowę. Kiedy zauważyłam, że jest totalnie skupiony na jeździe dyskretnie otworzyłam okno i wychyliłam głowę. Zaczęłam wrzeszczeć ile sił w płucach.
-Idiotko!-wrzasnął ciągnąc mnie za ramię. Zamknął okno i głośno westchnął.
-Masz pięć minut w parku.-oznajmił
Skręcił w jedną z uliczek i zaparkował na chodniku. Uśmiechnęłam się sama do siebie i otworzyłam drzwi.
Widziałam, że szlachta nie ruszyła się ze swojego fotela, więc podążyłam do wejścia.
Było zielono. Wąskie alejki, jedna wielka fontanna, ale za to dużo ławek. Było pusto. Usiadłam na jednej z ławek i zaciągnęłam się powietrzem. Ach! Było idealnie.. Albo byłoby, gdyby nie ten czubek, który co chwilę wołał mnie z samochodu. W końcu zaczęło mnie irytować, więc wróciłam do samochodu.
Lekko mnie znużyło kiedy wsiadłam do samochodu. Było tam o wiele cieplej, niż na zewnątrz, więc oczy same mi się zamknęły.
Elie: Mamy rozdział drugi. Trochę przesadziłam z długością, nie uważacie? Teraz rozdziały będą pojawiać się regularnie. Co 3-4 dni. Zakończyłam tamtego bloga, także teraz będę bywać tutaj.
Dziękuje za ostatnie komentarze i czekam, na wasze wrażenia. Pozdrawiam! ;*
Obiecaj mi, że zawsze będzie taki długi. ; 3
OdpowiedzUsuńBardzo realistyczny ten rozdział. Masz taki specyficzny styl pisania, że od razu wciąga. ♡
Czekam nn
dżizas kraj dziewczyno. świetny <3
OdpowiedzUsuń